Strona:PL X de Montépin Tragedje Paryża tom 6.djvu/52

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

przed sobą dziesięć tysięcy franków na otwarcie gry.
Pan de Génin nie tracił go z oczu, a raczej pożerał spojrzeniem przez cały czas trwania banku.
Mimo to wszystko mały garbusek nie odkrył nic podejrzanego. Pospieszamy dodać, że szansa tym razem niezbyt sprzyjała hrabiemu, i że po długiem trwaniu gry, jego zysk ograniczał się do nader skromnych rozmiarów.
Około czwartej nad ranem, goście rozchodzić się zaczęli.
Pan de Génin zbliżył się do Fanny.
— Pani hrabino, rzekł, obawiam się czylim nie wybrał niestosownej chwili do obarczenia cię mą prośbą. Niewiera doprawdy czy się ośmielę...
— Odważ się pan, odpowiedziała z uśmiechem młoda kobieta. Jakąkolwiek bądź byłaby pańska prośba, przyjemnie mi będzie zadość jej uczynić.
— Ośmielasz i zachęcasz mnie pani. Otóż jeden z moich przyjaciół z prowincji, pochodzący z zacnej rodźmy z Perigort, pan de Lausac, chwilowo bawiący w Paryżu, byłby szczęśliwym mogąc zostać przyjętym w domu tak uświetnionym obecnością pani, z którego wywiózłby do siebie na wieś najprzyjemniejsze wspomnienie. Pozwolisz mi go pani wprowadzić?
— Najchętniej. Pan de Lausac przedstawiony przez pana, może być pewien jak najlepszego przyjęcia.
Mały garbusek nisko się ukłonił, a gorąco wygłaszając swą wdzięczność, całował z gracją piękną rączkę hrabiny, i wyszedł rozpromieniony.
— Co ci mówił ów gnom leśny? zapytał Croix-Dieu.