Przejdź do zawartości

Strona:PL X de Montépin Tragedje Paryża tom 6.djvu/38

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

Wszystkie owe postaci były mu znane, i były dlań mało znaczącemi, prócz jednej, jaką w tej chwili dostrzegł raz pierwszy.
Postać ta zasługuje w rzeczy samej na pobieżne choć odszkicowanie, trudno albowiem byłoby spotkać coś bardziej oryginalnego i dziwniejszego.
Mężczyzna ów pięćdziesięcioletni, przestraszające brzydki, mógł mieć około pięciu stóp wysokości, gdy stał. Lecz skoro usiadł, wzrost jego nie dosięgał miary dziesięcioletniego dziecka. Mimo iż podłożył sobie przezornie na krześle poduszkę, wziętą z jakiejś kanapy, musiał podnosić rękę, chcąc sięgnąć do zielonej płaszczyzny stołu, nad którym jego ciemna kędzierzawa głowa zaledwie dostrzedz się dawała.
W całem jego ubraniu widoczną była wyszukana elegancja. Krak czarny, z atłasowemi wyłogami, pokrywał wypukłość wielkiego kończatego garbu, jaki od czasu Ezopa nie umieścił się większy na ludzkich ramionach.
Ów mały garbus, tak starannie ubrany, nosił przy butonierce fraka wstążeczkę oficera Legii honorowej.
Croix-Dieu pochylił się do Champloup, zapytując:
— Któż jest to dziwne czupiradło?
— Pan de Génin, jak mówią bardzo bogaty. Jest naczelnikiem jakiegoś wydziału w ministerjum, mówiono przed chwilą.
— Widziałeś go już kiedy w tym domu?
— Nie. Przedstawiono go po raz pierwszy tego wieczoru hrabinie. Ulokował się zaraz na miejscu, na jakiem go widzisz baronie, i nie rusza sic ztad wcale