Przejdź do zawartości

Strona:PL X de Montépin Tragedje Paryża tom 6.djvu/162

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

— Być może. Wszak gdy się próżnowało jak ja przez lat kilkanaście, wszelka praca następnie ciężka, się staje. Przyszedłem dziś po raz ostatni, aby ci nie sprawić kłopotu zawodem, ale uprzedzam nie rachuj, ojcze, na mnie więcej.
— Jak ci się podoba, Ludwiku, nie zmuszamy nikogo. Odbierzesz zapłatę za te dni cztery po ukończonem widowisku.
— Nie ma nie pilnego.
— No... no.. każdy z nas radby pieniądz odebrac co prędzej, odrzekł stary. Widziałem małego Augusta. Już podobno wyzdrowiał, ma jutro przyjść do roboty.
Zaczęto grać uwerturę.
Na sali było spokojnie. Oktawiusz siedział w swej loży.
Dwa pierwsze akta minęły bez żadnego wypadku.
Pierwszy obraz w trzecim akcie zatytułowano na afiszu: „Zasadzka“.
Dekoracja przedstawiała przesmyk wązki i ciemny w Wogezach, zapełniony wysokiemi szaremi skałami, z rosnącemi na wierzchu jodłami, pokrytemi śniegiem, przez które wązkie to przejście przy blasku księżyca, przesuwali się w wojennym pochodzie górale.
Krzaki i granitowe odłamy, zasłaniały ich przed wzrokiem niemieckich żołnierzy. Olbrzymia jodła wywrócona, jakoby uderzeniem piorunu, tworzyła po nad przepaścią most naturalny.
Dinah, a raczej Krystyna, ukazała się nad brzegiem tego wywróconego drzewa, przebywając ostrożnie bez hałasu niebezpieczne to przejście.
Zaledwie przebyła trzecią część odległości, zabrzmiało