Przejdź do zawartości

Strona:PL X de Montépin Tragedje Paryża tom 6.djvu/157

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

swe oskarżenia temi słowy:
— Mały August przy ustawianiu dekoracji został uderzony silnie drągiem w nogę. Okulał na dobre. Na nas znów spadnie tym sposobem większa robota.
Wejście nowej osobistości przerwało rozmowę.
Mężczyzna ów, ukłoniwszy się grzecznie obecnym, kazał sobie podać szklankę grogu i paczkę tytoniu za dziesięć, centymów.
Ów przybyły nie był to elegancki lecz o dwadzieścia lat starszy Sariol.
Mimo, iż starzej wyglądał po nad swój wiek, ów łotr w rzeczy samej nieco się podstarzał, i łatwo wziąć go było można za jakiegoś wałęsającego się robotnika.
Pośród swojej ruchliwej i awanturniczej egzystencji. Sariol dawniej próbował po trosze wszystkiego. Pełnił czynności figuranta w sztukach militarnych na starym bulwarze du Temple, a w razie potrzeby pomagał w ustawianiu dekoracji, i zmianach tychże na czarodziejskich przedstawieniach.
Poznał siedzącego przy sąsiednim stole starego maszynistę o posiwiałych włosach. Sięgnąwszy pamięcią w dawne wspomnienia wstał z krzesła, a podszedłszy ku temu człowiekowi, zawołał uderzając go po ramieniu:
— Jeśli się nie mylę, kolego, jesteś ojcem Eustachym?
— Eustachy Trumeau, nazywam się, odparł maszynista. Zkad jednak znać mnie możesz?
— Poznałem cię odrazu. Wszak pracowaliśmy razem.
— Gdzie? Kiedy?
— W cyrku, w dawnych dobrych czasach, gdy piękne sztuki tam przedstawiano. Ustawiałem wraz z tobą