Przejdź do zawartości

Strona:PL X de Montépin Tragedje Paryża tom 6.djvu/110

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

— Panie hrabio, jestem na twoje rozkazy. Gdzie można ci przysłać mych świadków?
— Jestem bardzo ubogim, rzekł Jerzy. Mieszkam na wyżynach hotelu Saint-Phar. Nie chciałbym ażeby pańscy świadkowie po tylu piętrach do mnie się trudzili. Racz mi pan powiedzieć gdzie moi z twoimi porozumieć się mogą?
— W Wielkim Hotelu, rzekł Aleosco. Tam dotąd mieszkam jeszcze.
— Jutro więc o dziesiątej rano będą u pana.
— Oczekuję ich.
Oba pokłonili się sobie wzajem, i Tréjan nie spojrzawszy wcale na Fanny, wyszedł z salonu.
Zaraz po jego odejściu powstał szmer, coś nakształt burzliwego brzęczenia. Każdy udzielał zcicha sąsiadowi swych uwag i komentarzy nad tylko zaszłą co sceną.
Fanny zakłopotana swem dziwnem położeniem, osądziła iż najlepiej będzie udać omdlenie, i uczyniła to z taką naturalnością, iż wszyscy uwierzyli w to zasłabnięcie.
Książe Leon ująwszy ją na ręce jak dziecko, wyniósł do sypialni.
Było to hasłem do ogólnego się rozejścia. Mała tylko liczba zaciętych graczów pozostała w około zielonego stolika kończąc partje rozpoczęte.
San-Rémo wyprowadził Filipa Croix-Dieu, który nie chciał odejść podczas wyzwania Jerzego Tréjan, i oba z Andrzejem wsiedli do dowozu barona.
— Gdzież jedziemy? zapytał tenże.
— Do ciebie baronie.