Przejdź do zawartości

Strona:PL X de Montépin Tragedje Paryża tom 5.djvu/43

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

wodników na pięć lub sześć długości, ale był tak wściekle zaszołomiony swym biegiem, że pan de San-Rémo powstrzymać go nie mógł. Przebywszy metę, biegł dalej dla własnej przyjemności z taką djabelną szybkością, że najdzikszy stepowieć doścignąć by go nie zdołał. Jeżeli jeździec będzie w stanie go pohamować przed przybyciem po nad „Wilczą Jamę.“ tę znaną rozpadlinę znajdującą się w końcu parku, być może uniknie niebezpieczeństwa, mimo że owa przepaść jest djablo, jak pan wiesz, szeroką i głęboką. Zaciekłe to zwierzę pomimo wszystko jest zdolnem ją przeskoczyć. Nie koń to ale ptak, prawdziwie!
Herminia w milczeniu pochyliła głowę.
Armand de Grandlieu pobladł zarówno.
— Panie baronie, rzekł, może mi raczysz na krótką chwilę powierzyć swego rumaka? Obciąłbym pojechać do parku, w stronę owej przepaści. Ta „Wilcza Jama“ o której pan mówisz, bardzo mnie niepokoi.
— Norma jest na pańskie rozkazy, rzekł Gontran zsiadając, ale siodło jest nieco zmoczone.
— Mniejsza o to, rzekł Armand. Dzięki z całego serca, a wskoczywszy na konia z młodzieńczą chybkością, pomknął w stronę parku galopem.
— Jak on wspaniale wygląda na koniu! wołała z zachwytem baronowa patrząc za oddalającym się panem de Grandlieu. Spójrz że Herminio na swojego męża! Jaka pewność siebie, jaka powaga! jak piękna i prosta ta jego postać! Zaiste! kłamstwem jest jego akt urodzenia. Wicehrabia Armand nie może mieć więcej nad lat trzydzieści pięć wieku. Przysięgłabym, że udaje