Strona:PL X de Montépin Tragedje Paryża tom 5.djvu/189

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

jak więc obronić się przed takim łupieżcą?
Odpinając z gniewem łańcuszek, zerwał ogniwo i rzucił go do stóp napastnika.
— Bierz! oddałem ci wszystko, zawołał, i przysięgam że mimo to nigdzie cię oskarżać nie będę! Nie obawiaj się przeto i jak najprędzej przewieź mnie na wyspę.
— Dowiedz się jednak przed tem mój piękny paniczu, mówił uśmiechając się złośliwie rozbójnik, że jesteś dla pewnych osób zawadą. Mnie polecono usunąć ową zawadę. Mówię ci więc otwarcie, czekałem na ciebie. Trzymam cię teraz w mem ręku, i bez wszelkich kosztów przewiozę tam, skąd się nie powraca już więcej!
To mówiąc podniósł wiosło oburącz powyżej głowy z zamiarem roztrzaskania czaszki Oktawiuszowi owem naprędce zaimprowizowanem morderczem narzędziem.
Młodzieniec wiedział że zginie, jeśli nie uniknie ciosu.
— Zbóju! zawołał cofając się szybko, morderco!
I jednym skokiem zeskoczywszy z czółna, zanurzył się w rzece, znikając w jej głębi.
— Do pioruna! mruknął przewoźnik, za prędkom się wygadał. Trzeba weń było uderzyć z nienacka. A może umie on pływać do czarta?
Wkrótce otrzymał odpowiedź na to zapytanie.
Na dziesięć kroków od czółna rozwarła się lśniąca powierzchnia wody, a nad nią ukazała się głowa Oktawiusza, szybko płynącego ku wyspie.
Przyjaciel nasz wyrobił sobie w szkole Deligne’go sławę pierwszorzędnego pływaka. Płynąc z biegiem wody mknął szybko w zamierzonym kierunku.