Przejdź do zawartości

Strona:PL X de Montépin Tragedje Paryża tom 5.djvu/15

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

tniej chwili nie owładnie twego wierzchowca, pierwszym niezawodnie przybędziesz do mety. Założyłbym się że Tonton wyprzedzi Rolę; i mimo, że będziesz miał silnych współzawodników, jak hrabiego d’Auvres na jego Bobie, hrabiego de Béville Rolandzie i pana de Casenove na Racy, ufam że wszystkich wyprzedzisz. Idźmyż więc próbować w galopie Tontona. Zechcesz nam dziś towarzyszyć, nieprawdaż Herminio?
— Pozwól mi pozostać w domu, szepnęła młoda kobieta, chcę spocząć u siebie.
— Jesteś cierpiącą?
— Nie, ale nieco znużoną. Źle spałam tej nocy. Głowa mnie boli.
— Pozostań choćby pięć minut na tarasie, nie dłużej nad pięć minut, prosił pan de Grandlieu. Świeże powietrze ulgę ci przyniesie, jestem tego pewnym. Pójdź drogie dziecię.
Herminią nie mogąc odmawiać dłużej, ujęła ramię męża, i szła z nim w stronę tarasu, do którego prowadziło wejście przez salon wielkiemi oszklonemi drzwiami.
Andrzej za niemi postępował.
Dżokej angielski trzymał na wędzidle Tontona, który nie zdając się być w dobrem usposobieniu, rzucał się i wierzgał. Ów młody biegun był zaszczytem i chwałą zarodowej stajni wicehrabiego. Trudno wyobrazić sobie piękniejsze i szlachetniejsze zwierzę.
— Cudowny model! zawołał wicehrabia z zapałem. Jak on jest kształtnym, nieprawdaż? jest to biegun, który nam chwałę przyniesie, zobaczysz Herminio.
— W rzeczy samej, jest bardzo pięknym, odpowie-