Przejdź do zawartości

Strona:PL X de Montépin Tragedje Paryża tom 5.djvu/136

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

— Niewiem tego.
— No! nie ustawaj w swej gorliwości. Siedź z podwojoną uwagą, a gdy przybędą listy podobne temu, staraj się odkryć, gdzie pan de San-Rémo je chowa po przeczytaniu, bo zdaje mi się, że ich nie niszczy. Gdyby wypadkiem, który z tych bilecików wpadł w twoje ręce, co spodziewam się, że wkrótce nastąpi, za przyniesienie mi tegoż dostaniesz odemnie tysiąc franków.
— Ach! panie baronie, zawołał służący zapalony chciwością, już jak gdybym miał te pieniądze.
— Oto chłopiec, który gotów jest wyłamać wszystkie zamki w meblach swojego pana, by w zamian pochwyciwszy w jak najkrótszym czasie korespondencję pani de Grandlieu zamienić ją na obiecane pięćdziesiąt luidorów. Przybywamy do portu! Płyniemy! myślat z radością Filip.
Załączamy czytelnikom treść listu, który Andrzej tulił tak namiętnie do serca i okrywał pocałunkami. Czytelnicy po odczytaniu go zawołają wraz z nami: Biedne dziecię! Biedna Herminia!“
Zawiera! on te słowa:
„Jesteś bez litości! Mówisz albowiem o śmierci, jak o tem mówiłeś w Grandlieu, w dniu w którym wymogłeś na mnie obietnicę widywania się z tobą.
Powróciwszy do Paryża przyjęłam cię u siebie... Powtarzałeś mi, że mnie kochasz. Nie nakazałam ci milczenia, chociaż później wstydziłam się mojej nikczemności. Chciałam na nowo podźwignąć mój obowiązek, odsunąć cię od siebie, zmusić cię do zapomnienia, do niesłyszenia twych wyznań, do nie plamienia więcej