Przejdź do zawartości

Strona:PL X de Montépin Tragedje Paryża tom 5.djvu/116

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

o interesach bo temu nie uwierzę!
— Ależ nic mi pan jeszcze nie powiedziałeś o pani de Grandlieu, zaczai Andrzej drżącym głosom, pragnąc co rychlej zmienić przedmiot rozmowy. Ciążyła mu bowiem ta szlachetna ufność starca, upokarzała go, zmuszała do rumienienia się przed sobą samym.
— Herminią ma się dobrze, to jest lepiej, rzeki Armand. Spala gdym wyszedł z pałacu, ażeby przybyć do ciebie.
— Jakto, pani dc Grandlieu jest więc w Paryżu? zawołał San-Rémo.
— Przyjechaliśmy oboje wczoraj wieczorem a chcąc zastać cię w domu, wyszedłem bardzo rano.
— Przejeżdżacie państwo przez Paryż.
— Bynajmniej, przyjechaliśmy tu na stale. Dziwi cię to, nieprawdaż?
— Ponieważ mieliście państwo inne zamiary.
— Rzeczywiście, mieliśmy pozostać w Touraine do końca października a może nawet i dłużej. Jednak powietrze w Touraine w tym roku nieposłużyło Herminii. Rankami i wieczorami mgły powstające z Loary płyną nad nasze zarośla i wody. Wkrótce po twoim wyjeździe, Herminia poczęła zapadać na zdrowiu. Pobladła, stała się milczącą i smutną. Nie skarżyła się, bo ona się nigdy nie uskarża, ale widziałem, że jest cierpiącą. Obawiając się powrotu ostatniej wiosennej choroby, przyzwałem doktora. Jasno mi oświadczył, iż owe niepokojące symptomy przypisuje wpływowi mgły o jakiej ci przed chwilą mówiłem. I otóż radził mi aby wyjechać co rychlej z Touraine. Mógłżem