Przejdź do zawartości

Strona:PL X de Montépin Tragedje Paryża tom 4.djvu/95

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

iż musiała wraz ze mną podpisać umowę teatralną, ażeby ów kontrakt wartość prawną posiadał. Czy ona nie zechce na mocy tych praw zmusić mnie bym do niej powróciła? Nie zgodzę się na to za nic w świecie, wszak myśl o mogącej nastąpić walce przeraża mnie!
— Mówisz „o prawach“ moja ukochana. Twoja ciotka utraciła wszelkie prawa nad tobą przez tak haniebne z tobą postąpienie.
— Wierzę temu, odpowiedziało dziewczę, potrzeba jednak aby to dowiedzionem zostało. By zaś ów cel osiągnąć, trzeba wnieść skargę a ja tego nie uczynię! I jestem pewną, że i ty sam nawet nigdybyś mi nie radził ażebym odegrała rolę publicznej bohaterki w tak haniebnym procesie. Wyszłabym zeń skalaną.
Oktawiusz zadumał się.
— Spocznij, rzekł po chwili, nie myśl o tem proszę. Ja sam zajmę się tem wszystkiem.
— I cóż zamyślasz uczynić?
— Zobaczę się z twą ciotką.
— Słuchać cię nie zechce.
— Przeciwnie, wysłuchać mnie musi. Krótko i treściwie jej powiem. Nie obawiaj się, potrafię to uczynić. Zagrożę gdy będzie potrzeba. Zlęknie się, i gdyby ją chęć wzięła uciec się do kłamstw, lub wybiegów, chęć tę utraci na zawsze.
— Oby Bóg pobłogosławił twoim szlachetnym zamiarom! zawołało dziewczę. Kiedyż pójdziesz do niej?
— Dziś jeszcze, przyrzekam.
Rozmowa dwojga młodych ludzi przeciągnęła się jeszcze czas jakiś, poczem Oktawiusz wysłał Dominika,