Strona:PL X de Montépin Tragedje Paryża tom 4.djvu/80

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

na to nieszczęśliwe dziecię. Krwią nabiegłe jej oczy konwulsyjnie drgają, źrenice niezwykle rozszerzone, drżenie nerwowe wstrząsa jej ciałem. Nastąpiło śmiertelne obezwładnienie, a wraz z niem symptomy zaatakowania mózgu. Patrz jak jej usta i dziąsła pobladły, nie oddycha prawie już wcale.
— Cóż sądzisz o tein, doktorze? pytał z trwogą Oktawiusz.
— Wnoszę, że to dziewczę otrutem zostało, lub że otruło się samo.
— Otruta! zawołali obaj mężczyźni, jeden ze zdumieniem. drugi z przestrachem.
— Otruta, tak! najniezawodniej, powtórzył lekarz. Zdaje mi się nawet, że mógłbym wskazać truciznę, jaka ku temu użyta została.
— Jest to wiec?
— Prawdopodobnie „Datura stramonium belladona.“ Bądź co bądź twierdzę, słyszysz pan, twierdzę bez wawahania, że chora doznaje skutków straszliwej roślinnej trucizny, posiadającej silne pierwiastki narkotyczne.
— Ależ to okropne! I to niebezpieczeństwo o którem pan mówisz, usunąć się nie da?
— Ręczyć mi niepodobna.
— Doktorze! nie przyprowadzaj mnie do rozpaczy!
— Co począć, mój drogi, kłamać nie mogę. Sumienie nakazuje prawdę powiedzieć!
Oktawiusz załamał ręce.
— Zgubiona! ona zgubiona, wołał z rozpaczą.
— Jak on ją kocha! wyszepnął Croix-Dieu. Gdybv umarła, rzuciłby się dla zapomnienia o niej w to życie