Strona:PL X de Montépin Tragedje Paryża tom 4.djvu/159

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

Grisolles wysiadł z fiakra z godnemi swemi towarzyszami Gravatem i Tiroux; który trzymał pod ramieniem szpady, przeznaczone do walki, owinięte suknem zielonem.
Oktawiusz przyniósł także swoją.
— Ha! panno Dino Bluet, myślał Croix-Dieu oddaliwszy się nieco. Trzy miljony dla ciebie, szczęściem, że niedostałaś ich jeszcze!
Potrzeba było tylko obecnie uregulować ostatnie szczegóły spotkania, to jest wyrzucić losem wybór szpad i gruntu.
Podczas gdy pan de Streny rzucał w powietrze sztukę złota z popiersiem Napoleona, a Gravat krzyczał: Żądamy jego oblicza! Filip de Croix-Dieu zbliżył się niepostrzeżenie do Grisolla i szepnął mu w ucho:
— Otrzymałeś sto luidorów, a więc, jeśli zabijesz na miejscu tego młodego człowieka, jeśli on padnie nie wymówiwszy jednego słowa, w pięć minut po ukończonej walce, dostaniesz jeszcze odemnie pięćdziesiąt luidorów!
— Wystarcza, odparł lakonicznie Garybaldczyk.
Gravat podniósł z ziemi rzuconą sztukę złota.
— Oblicze! patrzajcie, zawołał.
Ów biedak pałał gorącą chęcią wsunięcia tej pięknej, błyszczącej sztuki złota do kieszeni, trzeba mu. jednak oddać sprawiedliwość, nie śmiał tego uczynić.
— Użyte zostaną moje szpady, i wybieram to miejsce, zawołał Grisolles, zdejmując ubranie.
Oktawiusz za jego przykładem zdjął tużurek i kamizelkę.