Przejdź do zawartości

Strona:PL X de Montépin Tragedje Paryża tom 4.djvu/155

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

naszych nazwisk, skaleczył by ci język? wymruknął jeden z przybyłych, jacy obadwa nie są dla nas zupełnie obcymi, ponieważ towarzyszyli oni Grisollowi podczas jego pojedynku z Andrzejem San-Remo.
Gravat był mężczyzną wysokiego wzrostu, chudym, łysym, z ponurą o długich wąsach fizjonomią.
Tiroux, mały, wyschnięty, z kędzierzawerni włosami, nosił siwiejącą brodę rozdzieloną na dwie połowy, jaka spadała mu na zatłuszczoną kamizelkę. Wysokie buty zachodzące na pantalony i spiczasty tyrolski kapelusz nadawały mu postać jakiegoś chciwego łupu starego bandyty.
Dwa te ubogie zbiedzone czarty, miały pozór podrogatkowych rzezimieszków, które to jednak zajęcie sądząc po ich wychudzonych postaciach, nie przynosiło im widocznie wiele korzyści.
Wzajemne porozumienie się świadków bardzo krótko trwało, i warunki spotkania wprędce ułożonemi zostały.
Croix-Dieu główny świadek Oktawiusza Gavard stwierdził, że Grisolles został znieważonym, a tem samem służyło mu prawo wyboru broni.
Postanowiono jednomyślnie, że pojedynek nastąpi tegoż dnia na szpady, w wyciętej części lasku Vincennes, tam, gdzie Garybaldczyk śmiertelnie zranił markiza San-Rémo. Spotkanie miało nastąpić punktualnie o jedenastej godzinie.
Dwaj równi sobie wartością koledzy i przyjaciele, odeszli zadowoleni, spiesząc się bardzo, ponieważ Grisolles przyobiecał im śniadanie w kawiarni.
Śniadanie, za taką przysługę? Jakież liche wyna-