Przejdź do zawartości

Strona:PL X de Montépin Tragedje Paryża tom 4.djvu/124

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

znieść trudy podróży. Gdyby ją to nawet znużyło nieco, nie zaszkodzi.
— Zatelegrafuję więc aby mój rządca przygotował w zamku mieszkania, i w ciągu trzech dni wyjedziemy.
Jednocześnie pan de Grandlieu odwiedzał w pałacyku przy ulicy de Boulogne powracającego do zdrowia Andrzeja: któremu oznajmiono o chorobie Herminii wtenczas, skoro wszelkie niebezpieczeństwo zniknęło, z obawy niepogorszenia w skutek niepokoju stanu jego zdrowia.
Nazajutrz po wyż przytoczonej rozmowie z doktorem, wicehrabia pojechał z rana odwiedzić młodzieńca. Zznalazł go już chodzącym po pokoju, mimo że zwolna i chwiejnym krokiem. Ściskając podaną sobie rękę starca. Andrzej zarumienił się. Ilekroć razy znalazł się w obecności męża Herminii, mięszał się widocznie, krew uderzała mu do głowy.
— Moj drogi chłopcze, rzekł wicehrabia, przychodzę aby pożegnać się z tobą.
Rumieniec zniknął z twarzy Andrzeja.
— Pożegnać, zkąd, dla czego, zapytał.
— Oboje z żoną wyjeżdżamy z Paryża.
San Remo zbladł nagle.
— A! państwo wyjeżdżacie, powtórzył. I na długo?
— Na dwa lub trzy miesiące.
— Jak prędko?
— Pojutrze.
— I dokąd?
— W okolice Touraine, do Grandlieu.
— Czy wolno zapytać, panie wicehrabio, o powód