Przejdź do zawartości

Strona:PL X de Montépin Tragedje Paryża tom 3.djvu/69

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

— Ależ na Boga! zawołał Boulleau-Duvernet, z mylnego punktu, mój pomocniku, zapatrujesz się na tę sprawę! Błędne co do tego żywisz przekonanie.
— W rzeczy amej pomimo wszystko, przekonać mnie pan nie zdołałeś...
— W jaki więc sposób i czem pana przekonać? Gdyż wreszcie powtarzam, jest to wszystko tak jasne, jak dzień! Mógłbym przedstawić w najdrobniejszych szczegółach tę scenę morderstwa, jaka tu działa się wczoraj. Mógłbym, powtarzam i uczynię to, posłuchaj mnie pan tylko. Baron wczoraj wieczorem wszedł tu, pełen ufności, nie nie podejrzewając. Po otrzymaniu listu bezimiennego, poszedł do żony. Nie znalazłszy jej, pewien, iż uciekła już ze swoim kochankiem, chciał sprawdzić znajdujące się w kasie pieniądze, jak mu to radził uczynić ów tajemniczy korespondent. I właśnie w chwili, gdy otwierał tę kasę, pan de Presles rzucił się na niego i jednym ciosem, ciosem strasznym, zamordował go od razu, Natychmiast po spełnieniu zbrodni ów przestępca stał się złodziejem. Zabrał złoto, banknoty i uciekł ze swoją wspólniczką. Cóż mówisz na to, kochany mój pomocniku? Sądzę, iż moje dowodzenie jest prostem, logicznem?
— Jest ono prawdopodobnem, przyznaję, wyszepnął de Faviéres, a jednak powiadam, że gdybyś pan znał baronowę, zmieniłbyś swe przekonania.
Sędzia uśmiechnął się z pobłażaniem.
— Może to być pociągająca, urocza kobieta, odrzekł, nie przeczę, To jednak niczego nie dowodzi. Jesteś jak widzę bardzo jeszcze młodym, panie de Faviéres. Pię-