Przejdź do zawartości

Strona:PL X de Montépin Tragedje Paryża tom 3.djvu/58

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

— Od dwóch lat. Przyjęłam u pani ten obowiązek zaraz po jej małżeństwie.
—Kochasz swoją panią o ile się zdaje?
— O! tak, tak panie. Kocham ją z całego serca! Jest ona tak dobrą. Wszyscy ją w pałacu kochamy. Wszyscy ją żałujemy. Nie należy oskarżać umarłych, potrzeba jednak wyznać że nieboszczyk pan baron dawał jej cierpieć wiele!
— Znali więc słudzy to złe względem żony postępowanie barona?
— Znali to wszyscy, nie tylko słudzy! Pan baron na wszystko sobie pozwalał, nie kryjąc się z tem wcale. Ileż razy wprowadzał tu damy z pół światka przez tę furtkę ogrodową? Mówiono o tem w kuchni, kredensie, spiżarni, w oficynach. Zapytaj pan kamerdynera, on panu wiele opowie. Ach! działy się tu obrzydłe skandale!
— Jak ci się zdaje? zapytał sędzia śledczy pokojówkę po chwili milczenia, być może, iż pani Worms urażona w swojej kobiecej godności, opuściła pałac, by schronić się do swojej rodziny?
— Nieumiem odpowiedzieć na to zapytanie, odparła dziewczyna. Nie wiem, czy pani miała jakich krewnych, nikt nigdy tu nie przychodził.
— O której godzinie widziałaś swoją panią wczoraj wieczorem poraz ostatni?
— Na kilka minut przed północą.
— Wróciła zkąd zapewne?
— Nie; pani wczoraj wcale niewychodziła. Zadzwoniła na mnie wieczorem, lecz zamiast kazać jak zwykle rozebrać się, powiedziała, że już dnia tego mych usług