Przejdź do zawartości

Strona:PL X de Montépin Tragedje Paryża tom 3.djvu/56

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

Wymówiwszy te słowa, dziewczyna łkać zaczęła.
Sędzia śledczy spojrzał na Jobin’a.
Oczy agenta iskrzyły pod szklarni okularów. Jednakie podejrzenie zrodziło się razem w umyśle urzędnika i jego sługi.
— Jakie było pożycie z sobą państwa baronów? zagadnął nagle sędzia pokojówkę.
Gdy Hortensja zawahała się z odpowiedzią, pan de Favières odrzekł: Miałem szczęście znać zbliska panią i pana Worms; często ich widywałem. Baron, jeżeli można wierzyć niektórym złośliwym pogłoskom, pozwalał sobie na pewne małe wykroczenia po za domem, na co jego żona patrzyła z pobłażaniem. Ztąd mam przekonanie, że żyli oba zgodnie. Było to bardzo dobrane małżeństwo.
Hortensja w czasie powyższego opowiadania poruszała głową, gdy skończył pan de Favières.
— Dobrane małżeństwo, zawołała, ach! nie wierz pan temu! Pani baronowa była w rzeczy samej łagodną, najlepszą w świecie istotą. Znosiła wszystko z anielską cierpliwością, nie skarżąc się nigdy, mimo to jednak, cierpiała wiele! Serce jej oniemal nie pękało z żałości. Płakała często, o! bardzo często!
— Tak, wymruknął sędzia śledczy.
Wymienił powtórnie spojrzenie z Jobin’em, poczem, zbliżywszy się do pana de Favières, wziął go pod rękę i poprowadził do okna, szepcząc z cicha:
— A gdybyśmy się też znaleźli w obec zemsty kobiecej? co pan myślisz o tem?
De Favières zadrżał.