Przejdź do zawartości

Strona:PL X de Montépin Tragedje Paryża tom 3.djvu/201

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

mnie wczoraj i która z tego powodu bezsennie noc spędziła. Za godzinę przybędę tam do was.
Herminia niesłuchała więcej. Uciekła do swego pokoju, a otworzywszy drzwi do kapliczki, weszła tam, uklękła i w gorącej modlitwie dziękowała Bogu za ocalenie chorego.
Wyszedłszy ztamtąd, zrzuciła peniuar i położyła się w łóżko jak gdyby zeń wcale nie wstawała.
Za chwilę weszła pokojówka oznajmując, iż wicehrabia chce widzieć się z panią, czy zatem wejść może?
— Dobrze, odpowiedziała Herminia, niech wejdzie.
Armand de Grandlieu, zbliżył się do łóżka i dotknął ustami czoła swej młodej małżonki.
— Drogie dziecię, rzekł, nasz kuzyn Trejan był u mnie przed chwilą, przynosząc mi wiadomość o markizie San Remo.
— Jaką? wyszepnęła młoda kobieta z widocznem zmieszaniem.
— Modliłaś się o ocalenie ranionego, jestem tego pewny, zagadnął pan de Grandlieu.
— Tak! z całego serca, odpowiedziała.
— Otóż twoja modlitwa została wysłuchaną. Straconą wczoraj nadzieję dziś odzyskujemy. Herminia, spuściwszy oczy, słuchała.
Wicehrabia powtórzył opowiadanie artysty, zamilczając jednak szczegóły o miłosnych halucynacjach Andrzeja.
— Dla czego on to ukrywa przedemną? zapytywała siebie Herminia. Dla czego chce, abym ja o tem nie