Przejdź do zawartości

Strona:PL X de Montépin Tragedje Paryża tom 3.djvu/19

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

dziesięć kroków broń Andrzeja San-Rémo, ostrze swej szpady zatopił mu w piersiach.
Stal, przebiwszy na wskroś prawą, stronę płuc, wyszła drugą stroną pod ramieniem.
— Herminio! umieram dla ciebie, wyszepnął cicho San-Rémo. Zachwiał się z rozłożonemi rękoma i byłby upadł na ziemię pokrytą śniegiem, gdyby wicehrabia wraz z Jerzym nie podbiegli aby go podtrzymać.
Grisolles, salutując zakrwawioną szpadą jak gdyby w sali fechtunku po ukończonej lekcji, zawołał:
— Wzywam panów na świadków, że wszystko odbyło się według zastrzeżonych prawideł.
Nikt mu nie odpowiedział. Wtedy, zawróciwszy się do swoich sekundantów, dodał:
— Odjeżdżajmy!
Włożył palto, wdział kapelusz i wszyscy trzej udali się spieszno ku oczekującemu na nich fiakrowi.
Pan de Croix-Dieu, siedząc w powozie Andrzeja, nie mógł dokładnie rozeznać, co się działo po za drzewami, otaczającemi miejsce spotkania. Widział jedynie przez ogołocone z liści gałęzie, jak upadł młodzieniec po długiej walce, a ów upadek, oznajmujący ciężką ranę, napełnił go trwogą. Potrzebował, aby San-Rémo żył, ponieważ z jego śmiercią wszystkie plany, tak osnute przezeń zuchwale, rozpadłyby się w ruinę. Grisolles zbliżał się ze świadkami. Baron zastąpił drogę eks-kapitanowi.
— I cóż? zapytał.
— Cóż, odrzekł rębacz, zapłaciłeś mi pan za cios,