Przejdź do zawartości

Strona:PL X de Montépin Tragedje Paryża tom 3.djvu/180

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

— Cóż wiec takiego?
— Jobin. Tak dobry chłopiec. Zdolność pierwszorzędna! Szczerze go żałuję! A jednak sam winien temu co nastąpiło. Pragnął sam działać, aby pozyskał sławę gorliwego agenta i otóż jaki los sobie zgotował!
— Być może ocalić go jeszcze zdołamy.
— Miejmy nadzieję, ale ja na to nie liczę.
Komisarz z agentami wrócił na pierwsze piętro.
Rozebrano Jobin’a i spostrzeżono z przerażeniem że trzy kule przebiły ciało. Powstrzymano krew szarpiami i bandażami i przeniesiono bezwładnego do fiakra wioząc go do najbliższego szpitala.
Doktór służbowy zbadał ranionego i ku wielkiemu zdumieniu obecnych oświadczył, iż jakkolwiek głębokiemi były zadane rany, żadna z nich nie zdawała się być śmiertelną i że gdyby nie nastąpiły jakieś nieprzewidziane komplikacje, agent może powrócić do zdrowia za kilka tygodni.
Boulleau Duvernet oczekiwał niecierpliwie zawiadomienia, jakie oddałoby w jego ręce człowieka, którego odtąd uważał za wyłącznego sprawcę tych zbrodni. Około jedenastej godziny wieczorem ujrzał wchodzącego do siebie komisarza policji, mocno niezadowolonego, który mu opowiedział nastąpione szczegóły bynajmniej nie korzystne dla ścigających mordercę.
Sędzia śledczy usiłował się uspokoić powtarzając, iż jeśli dziś nie schwytano zbrodniarza, jutro go na pewno schwytają.
W oczekiwaniu jednak na spełnienie tego, trzeba było co prędzej rozstrzygnąć o losie baronowej i wi-