Przejdź do zawartości

Strona:PL X de Montépin Tragedje Paryża tom 3.djvu/175

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

— Ni jednym, ni drugim, odrzekł Picolet. Mówię na serjo, w pełnej przytomności zmysłów. Daj mi pan sto tysięcy franków, to cię nie zrujnuje, zostanie ci jeszcze trzysta pięćdziesiąt siedm tysięcy z tej sprawy. Piękny grosz zaiste!
Müller zerwał się z krzesła.
— Co, co pan mówisz? wyjęknął wzburzony.
— Mówię że zabrałeś pan czterysta pięćdziesiąt siedm tysięcy z kasy barona Worms, zamordowawszy go, i że mnie się należy część z tego!
— Ach! nędzniku! zawołał kasjer gotów skoczyć z zaciśniętą pięścią na przybyłego.
Picolet nie poruszając się z miejsca, powstrzymał go, ukazując siedmiostrzałowy rewolwer, poczem rzekł:
— Nie czyń głupstw nadaremnie. Moje postanowienie jest niewzruszonem, zresztą nie zrobię ci nic złego. Nie służąc w policji, nie jestem zobowiązanym do oskarżania ciebie. Daj mi sto tysięcy franków, a stanę się twoim wspólnikiem, zachowując tajemnicę, która pomimo wszystko djabelnie jest podłą. No jakże zgadzasz się na moją propozycję?
Fryderyk Müller odzyskał krew zimną.
— Jesteś zuchwałym łotrem! rzekł z pogardliwą ironją, ten jednak proponowany mi szantaż nieprzyjdzie do skutku! Czegóż mam się obawiać z twej strony, co mi zależy na tak głupiem i śmiesznem oskarżeniu? Mordercy barona Worms znajdują się już w rękach sprawiedliwości, widać że o tem nie wiesz, lub zapomniałeś. A więc powiadamiam cię o tem, i przypominam. Nie tylko jesteś nędznikiem panie Picolet lecz