Przejdź do zawartości

Strona:PL X de Montépin Tragedje Paryża tom 2.djvu/82

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

wia ubezpieczenia mnie na życie! Ci ludzie wyobrażają sobie, że ja roku nie przeżyję. Co powiesz na to baronie?
— Powtórzę to, co powiedziałeś przed chwilą, iż żałuję głupich akcjonarjuszów!
— I wyobraź sobie, że jeden z doktorów poważył się szepnąć mi do ucha. „Oszczędzaj się młodzieńcze! Grozi ci niebezpieczeństwo. Oszczędzaj się. W złym stanie twe zdrowie.“
No! jak to uważasz, baronie?
— Czyż ów doktór był do tego stopnia głupcem nieświadomym, iż nie dostrzegł u ciebie nadmiaru sił żywotnych? odrzekł Croix-Dieu. Zaopatrzony w nie, obficie twój organizm, zadusił by cię, mój Oktawiuszu, gdybyś żył powściągliwiej. Nie zmieniaj nic przeto w swoim sposobie życia, który jest dobrym, a gdy czasami uczujesz nieco osłabienia, pokrzepiaj się wzmacniającemi środkami. Używaj ostrych korzennych potraw, pij wiele madery, szampana, wódek i likierów. Oto, czego tobie potrzeba!
— Jest to moją zasadą. Tak żyjąc, czuję się dobrze.
— Nie zmieniaj też jej w niczem.
— Ma się rozumieć, że jej nie zmienię. Ta jednak afera, wyprawiona przez towarzystwo ubezpieczeń, zamknęła mi żydowską kasę. I otóż dla czego zrozpaczony udałem się dziś do matki, gdzie niestety i tam, jak wiesz, nic nie zyskałem. Co począć? radź? jestem bez grosza w kieszeni, a Regina czeka na swoje pięć tysięcy franków. To nikczemnie z mej strony! Wiem że ona kocha mnie szalenie, lecz jest praktyczną kobietą. Jeżeli przy-