Strona:PL X de Montépin Tragedje Paryża tom 2.djvu/80

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

jaki użytek żądasz tych pięciu tysięcy franków.
— Sądziłem, że to ją nakłoni do udzielenia mi pieniędzy. Kto mógł przewidzieć, że taką mi scenę wyprawi? Do czarta! ja muszę płacić długi honorowe. Reginie należy się zapłata za dwa miesiące. Biedna dziewczyna jest prawie bez grosza. Kocha mnie, ubóstwia, jestem przekonany, lecz obok tego powiedziała mi, abym nie pokazywał się bez pieniędzy. Przyrzekłem je przynieść, najuroczyściej. I otóż Danae z wypróżnioną sakiewką oczekuje Jowisza. Nie będzie pełnej sakiewki, kwita z Jowiszem! Otóż sytuacja, przyznaj sam, iż djabelna to sprawa!
— A inni twoi wierzyciele?
— Ach! dobrze, żeś mi przypomniał o nich, baronie. Sam nicwiem co począć z tą zgrają. Możnaby sądzić, iż się zmówili aby mi nic nie dawać. Opowiem ci pewien ciekawy szczegół. Wczoraj w południe poszedłem do jednego ze wskazanych sobie lichwiarzy, rodzaj niemieckiego żyda. Sprzedaje on zegarki, srebro, wino Bordeaux, płótno, tytoń przemycany i różnego rodzaju fotografie. Mówię mu krótk: „Potrzebuję dwunastu tysięcy franków, płatnych za rok, na procent jaki pan sam oznaczysz. Jestem Oktawiuszem Gavard, spadkobiercą sześciu miljonów“.
— Ja znać to, znać dobrze, odrzekł mi łamanym językiem, ale pan jesteś małoletnia, a przez to jest opieka i ja potrzebuję ubezpieczenia na życie.
— Dobrze, zawołałem, jedz pan ze mną do pierwszego lepszego Towarzystwa Ubezpieczeń.
— I cóż, zapytał Croix-Dieu.