Przejdź do zawartości

Strona:PL X de Montépin Tragedje Paryża tom 2.djvu/71

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

rzecz prosta, przy takiem postępowaniu. Pożycza na wszystkie strony, gromadząc długi jedne na drugie. Rachunki kupieckie jak deszcz tu spadają!
— Płacisz je?
— Boże uchowaj.
— Dobrze robisz.
— Zdaje się, że obecnie muszą go lichwiarze naciskać, ponieważ zwracał się do mnie znów o pieniądze.
— Ileż żądał?
— Pięć tysięcy franków.
— I dałaś mu je?
— Nie dałam.
— Cóż więc nastąpi? Nad tem zastanowić się trzeba.
— Dozwól mi skończyć i objaśnić zkąd mój gniew pochodzi. „Nie możesz mi matko odmówić“ zawołał ów nieszczęśliwy szaleniec. „Pomyśl że tu chodzi o święte zobowiązanie, o dług honorowy.“ Sądziłam że to jest mowa o jakimś długu karcianym, a on mówił dalej nie spostrzegłszy się, o ile ubliża swej matce. „Jestem winien za dwa miesiące Reginie Grandchamps. Ty pojmujesz to matko. Jeżeli nadużyję ufności tej biednej dziewczyny, zostanę w jej mniemaniu nikczemnikiem, oszustem! A zatem matko, otwórz swą kasę, Co prędzej!“ Co myślisz o tem wszystkiem baronie?
— Do czarta, przyznaję, że to zbyt wiele zuchwalstwa! I cóżeś uczyniła?
— Kazałam mu wynieść się natychmiast.
— Jak to, z domu?
— Nie! ponieważ nieszczęściem dom jest jego własnością. Ale kazałam mu wyjść z pokoju. Ach! jestem