Przejdź do zawartości

Strona:PL X de Montépin Tragedje Paryża tom 2.djvu/56

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

Dziś wieczorem, jak zawsze, łaskawa pani, całkiem tobie oddany, sługa

Jerzy Tréjan.“

Resztę dnia spędził jak na mękach, z domu nie wychodząc wcale, przechadzając się z pracowni do sypialni i na odwrót, patrząc co chwila na cyferblat zegara, którego kółka zdawały mu się być chyba zepsutemi, tak mu czas wolno upływał. Godziny mknęły wszelako i noc nareszcie zapadła.
Zbliżała się godzina schadzki. Czas był artyście rozpocząć toaletę. Oddał się całkowicie temu zajęciu, nieaniedbując wszystkiego, co mogło podwyższyć i uwydatnić jego urodę.
Myśl o zdobyciu w przyszłości, wielkiego majątku, lubo niepewna dotąd, wszak przypuszczalna, wiodła go do użycia w pomoc wszelkich środków kokieterji, właściwej kobietom, jakie pragną dorzucić nową kartę tryumfu do otrzymanych już zwycięztw.
— Jeżeli ja jej się nie podobam, któż się jej spodoba, zapytywał Jerzy sam siebie, zadowolony własnym poglądem. Poczem dodał z uśmiechem: Nie; ja pozyskać ją muszę!
Zegar wskazywał kwadrans po ósmej.
Walenty otrzymał rozkaz sprowadzenia powozu z pobliskiej remizy i woźnica za obietnicą sutego napiwku, popędził szybko w stronę pól Elizejskich.
Jeżeli serce Jerzego uderzało silnie w chwili gdy Walenty oddawał mu list Fanny Lambert, nie mniej biło ono gwałtownie, gdy powóz minąwszy ulicę Le Sueur, zatrzymał się przed okratowaniem pałacyku, któ-