Przejdź do zawartości

Strona:PL X de Montépin Tragedje Paryża tom 2.djvu/30

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

ma zarówno swoją cenę. Korona o dziewięciu perłach gdy jest historyczną, staje się dla rybek łakomą przynętą w rękach zręcznego łowcy posagów.
— Upewniam cię, że niepotrafiłbym użyć podobnej przynęty. Nie zręcznym byłby w mym ręku ów połów.
— Co do ciebie, być może. Ja jednak potrafiłbym kierować tą wędką.
— Jak to, baronie?
— Upoważniasz mnie do swatania ciebie?
— Na serjo pytasz o to?
— Zupełnie na serjo, słowo honoru!
— A więc, dla czegóż by nie? Wynajdź mi partję stosowną, skoro tak dalece okazać mi pragniesz swą przyjaźń, a przyjmę z zamkniętemi oczyma wybraną przez ciebie kobietę. Uczynię ja hrabiną de Tréjan. Lecz pod pewnym warunkiem, ma się rozumieć.
— Pod jakim?
— Aby nie była starą, ni brzydką. Wszelka śmieszność przeraża mnie, bardziej po nad ubóstwo. Gotów jestem odstąpić moje nazwisko za pęk banknotów, zastrzegam jednak, aby niektóre warunki tej spekulacji nie były dla mnie zbyt uciążliwemi.
— Nie obawiaj się. Upewniam, że posag będzie znakomitym i ładną narzeczona.
— Gdybyś dokonał tego, baronie, uważałbym cię za najzręczniejszego z czarodziejów! rzekł, śmiejąc się Jerzy.
Pan de Croix-Dieu wstał z krzesła i spojrzał w: stronę pracowni, gdzie znajdowała się staluga z por-