Przejdź do zawartości

Strona:PL X de Montépin Tragedje Paryża tom 2.djvu/241

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

sów, a więcej jeszcze wyrazem niezrównanej szczerości i prostoty. Duże oczy dziewczęcia o ciemno błękitnych źrenicach, powiekach okolonych długiemi rzęsami, wyrażały czystość i niewinność. Jasne czoło aktorki jaśniało dziewiczością, jak u Herminji de Grandieu.
W jaki sposób wytłómaczyć tę podwójną aureolę promieniejącą po nad temi dwiema kobietami, z których jedna była zamężną, a druga należała do teatru, owego miejsca zaguby?
Przyszłość nas o tem powiadomi.
Dinah Bluet, a raczej Violetta w swej roli ubogiej, uczciwej szwaczki przybraną była w skromną perkalikową sukienkę. Nic zwracającego uwagę niebyło w jej toalecie, a jednak mimo to wydawała się być bardziej elegancką, a nadewszystko więcej dystyngowaną, od aktorek w świetnych kostjumach, między któremi się ukazała.
Gdy wymówiła pierwsze wyrazy swej roli, zachwyt owładnął słuchaczów. Nigdy głos czystszy, bardziej krystaliczny, głębiej muzykalny nie rozbrzmiewał w owym teatrze melodramatu i pogwałconej deklamacji.
Szmer bardziej głośny, pochlebny, o jakim mówiliśmy powyżej, powtórzył się, lecz nieco już jawniej coś jak gdyby w rodzaju powstrzymywanych oklasków, nie klaskano jednak, lecz razem niezwykłą miano chęć ku temu.
Van Arlow, ów były właściciel okrętu z Anvers, siedział, pogrążony w swej sennej nieruchomości, nakształt bożka Japońskiego, w chwili, gdy Dinah Bluet weszła na scenę. Posłyszawszy jej głos, drgnął nagle; jak gdyby iskra elektryczna wstrząsnęła jego otyłą po-