Przejdź do zawartości

Strona:PL X de Montépin Tragedje Paryża tom 2.djvu/225

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

znajduje i co czyni.
Herminia wpatrywała się z zaciekawieniem w tego młodego człowieka, rumieniąc się jak podrastająca panienka, a będąc pewną, iż nie po raz pierwszy go widzi, zaczęła szukać w pamięci.
Jerzy, odłożywszy na bok pędzle i paletę, zbliżył się do Andrzeja, a chcąc korzystać ze sposobności, zaprowadził go przed wicehrabiego.
— Pozwól kuzynie, rzekł, przedstawić sobie jednego z moich najlepszych przyjaciół, markiza de San-Rémo.
Na głęboki ukłon Andrzeja starzec uprzejmie się odkłonił.
— Wicehrabia de Grandlieu, mój kuzyn, dodał Tréjan.
— Gdyby ów starzec przedstawił mnie swej żonie, pomyślał Andrzej, padłbym bez zmysłów u jej stóp na pewno.
Wicehrabia jednak nie miał zamiaru tego uczynić. Pierwsze lody przełamanemi zostały. Tréjan zabrał się do pracy, a malując, rozmawiał wiele z Herminią by ułatwić markizowi San-Remo zbliżenie się do pana de Grandlieu.
Andrzej, wstydząc się chwilowego swego zmieszania, szybko odzyskał zwykłą swobodę umysłu. Z podstępem właściwym rozkochanym, usiłował ująć sobie męża i prawdopodobnie osiągnął cel zamierzony.
— Panie wicehrabio, rzekł po dość długiej rozmowie, podwójnie się cieszę, że los, a raczej dobra ma gwiazda, przywiódłszy mnie tu, pozwoliła zostać ci przedstawionym, ponieważ wkrótce prawdopodobnie, zostanę wiejtwoim sąsiadem.