Strona:PL X de Montépin Tragedje Paryża tom 2.djvu/199

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

a perspektywa ta olśniewała, przyznaję, ubogą operetkową śpiewaczkę.
Aleosco, kochał mnie zapamiętale, wielka ofiara, jaką był gotów uczynić poświęcając dla mnie swą wolność, dostatecznie przekonywała mnie o tem! Być może, myślałam, będzie on dla mnie najlepszym z mężów i uczyni mnie szczęśliwą?
Bądź co bądź, skoro się ukazał nazajutrz z kolosalnym bukietem w ręku, a tym razem w najuczciwszym celu, otrzymał odemnie przyzwalającą odpowiedź co doprowadzało go do szału radości.
Pewnego wieczora w następnym tygodniu, w pałacowej kaplicy księcia, nastąpiły nasze zaślubiny w obecności czterech świadków. Spisano według prawnych form akt małżeństwa i jedną z kopii tegoż mnie doręczono.
Nazajutrz po uzyskanem uwolnieniu z teatru zawiózł mnie książę do znanego mi już zamku, w którym przepędziliśmy trzy miesiące, nie widując nikogo.
Żona prawdziwie rozkochana w swym mężu, znalazłaby była może powab, w owem długiem sam na sam, pośród samotności, ja jednak, czując zupełną obojętność dla tego człowieka, nudziłam się śmiertelnie, dni i tygodnie wydawały mi się być nieskończenie długiemi.
Małżonek mój wyjeżdżał od czasu do czasu na dni kilka, a za każdym powrotem obsypywał mnie książęcej wspaniałości podarunkami. Były to po większej części drogocenne klejnoty. Miał wielkie upodobanie do biżuterii, lubił jaskrawe, zbytkowne toalety kobiet, i co wieczór ubrana w suknię balową, z djamentami we włosach, na szyi i ręku, obiadowałam z nim sama w wielkiej