Strona:PL X de Montépin Tragedje Paryża tom 2.djvu/135

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

dniego pędzla, lecz we wspaniałych złoconych ramach. Meble pokryte były czerwonym aksamitem i dywan na podłodze zarówno był purpurowym. Wysoka szafka oszklona, zawierała kolekcję drobiazgów wątpliwej moralności, naprzeciw której znajdował się otwarty fortepian.
Pośrodku salonu stał stół owalny zielonem suknem wyklejony, a na nim dwa ośmio-ramienne kandelabry, w których od świec do szczętu spalonych, popękały krążki kryształowe. Tak na stole jak na kobiercu leżały stosy rozrzuconych kart do gry i marek różnego rodzaju. Z boku pod ścianą na drugim stole, widniał cały bataljon wypróżnionych butelek z posrebrzanemi szyjkami jako i przyrząd do chłodzenia wina, w którym lód roztopiony zmienił się w wodę.
Trzeba się było dobrze rozpatrywać w owych szczegółach, a raczej je odgadywać, ponieważ aksamitne firanki całkowicie w oknach spuszczone tworzyły mrok w salonie.
Jeden z nocnych graczów leżał przewrócony na dywanie, z nogami podniesionemi wyżej niż głowa i chrapał głośno. Trzej inni między którymi znajdował się Oktawiusz Gavard, spali z drugiej strony na kobiercu w dziwnych pozach, przedstawiając w owym pół mroku kupę czarnych ubrań, białych gorsów od koszuli i pobladłych twarzy.
— Cześć odwadze nieszczęśliwych! wyszepnął Croix-Dieu z ironią. Zostali zwyciężeni, ale walczyli. Oto mi ludzie!
— I to mają być ludzie? powtórzyła pokojówka,