Przejdź do zawartości

Strona:PL X de Montépin Tragedje Paryża tom 2.djvu/110

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

jakie kłopotliwem znajduję się położeniu.
— Te sześć tysięcy franków na jakie pan oczekujesz, są ci więc gwałtownie potrzebne? pytał pan F.
— Tak, nieodwołalnie.
— Nic przeto zaoszczędzić nie zdołałeś przez cztery lata z owych dwóchset ośmdziesięciu ośmiu tysięcy franków, jakie przeszły przez moje ręce?
— Ani grosza.
— Przyznasz, kochany baronie, że ów notarjusz miał wszelką sposobność do wypowiedzenia mi tu tęgiego morału, nie uczynił tego jednakże jako człowiek dobrze wychowany i prosił z najwyższą uprzejmością, abym przyjął od niego tytułem pożyczki bilet tysiąc frankowy. Odrzuciłem tę propozycję, mimo że mi była w nader delikatny sposób ofiarowaną.
— Gdyby pieniądze nadeszły, mówił pan F. dalej, żegnając mnie uściśnieniem ręki, natychmiast pana o tem powiadomię.
Niestety! nic nadeszły one wcale. Postępując rozumnie, trzeba mi było zmienić niezwłocznie mój sposób życia, sprzedać meble, powozy i konie, odprawić służbę, pałac komu odnająć. Nic z tego nie uczyniłem. Jakaś głupia nadzieja mnie podtrzymywała. Wierzyłem, a raczej usiłowałem przekonywać sam siebie, iż niepodobna ażeby o umie zupełnie zapomniano i że w nadchodzącym miesiącu podwójną pensję odbiorę, to jest dwanaście tysięcy franków. I otóż nic nie zmieniłem w trybie mego życia, z różnicą, że zamiast wszystko płacić natychmiast w bieżącym czasie, jak to dotąd było moim zwyczajem, począłem zaciągać długi i pod-