Przejdź do zawartości

Strona:PL X de Montépin Tragedje Paryża tom 1.djvu/81

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

Dziewczę poczęło czytać głośno, co następuje:
„Panie! Syn jednego z twych towarzyszów broni, który legł śmiercią chwalebną walcząc przy twoim boku, w potyczce pod Penissiere, ma zaszczyt prosić o dozwolenie mu złożenia uszanowania panu, jako jednemu z ówczesnych bohaterów.
Jeżeli pan zrobisz dla mnie wyjątek od przyjętych przez siebie zwyczajów i przyjąć mnie raczysz, uczynisz mnie szczęśliwym nad wyraz, za co dozgonnie wdzięcznym pozostanę.
Najuniżeńszy z pomiędzy sług twoich

Hrabia Robert de Loc-Earn.

— Syn hrabiego de Loc-Earn! Syn mego starego przyjaciela, towarzysza broni. Ach! przyjmę go, przyjmę z otwartemi rękoma, wołał gorączkowo pan d’Auberive, gdy Henryka skończyła czytanie.
Kamerdyner stał przy drzwiach, czekając.
— Kto ten list przyniósł? zapytał starzec, zwracając się do służącego.
— Jakiś młody mężczyzna, brunet, bardzo przyzwoity z pozoru.
— Gdzie on jest?
— Czeka w przysionku.
Pan d’Auberive rzucił się gniewnie, o ile jego sparaliżowanie na to mu pozwoliło.
— W przysionku! powtórzył, jak mogłeś, ty stary szaleńcze, pozwolić, by hrabia de Loc-Earn tam czekał?
— Nie wiedziałem, wyjąkał Józef zmieszany.
— Są rzeczy, które odgadywać należy. Ludzie w wym wieku nie powinni popełniać takich błędów. Idź do