Przejdź do zawartości

Strona:PL X de Montépin Tragedje Paryża tom 1.djvu/70

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

i przyszłość. Gdyś się zgłosił do mnie po raz ostatni, zrozumiałem, że wraz z tobą fortuna do mnie przybywa. Chciałeś mnie na sznurku prowadzić! Ha! ha! śledziłem, szpiegowałem, pytałem. Jednem słowem, wiem wszystko!

XII.

— Wiesz wszystko? powtórzył Robert, wpatrując się bacznie w mówiącego.
— Od A do Z. tak jest mój drogi. Sądziłeś, iż będę ci bezinteresownie dopomagał w twoich krętactwach? Nie, takim idjotą nie jestem. Upewniałeś mnie, że tu chodziło o zwykłą miłosną sprawkę, o rozwiązanie maleńkiej intrygi, o wykradzenie ukochanej, w czem dopomódz ci miałem. Moja rola łatwą była do wykonania. Należało mi trzymać pod strażą w towarzystwie Limassou, w domku umyślnie wynajętym do tego, jaką śkobiecinę, która, jak utrzymywałeś, miała być niby ciotką czy babką przedmiotu twojej miłości. Zapłaciłeś mi za to sto talarów. Nie mając grosza w kieszeni, przyjąłem chętnie tę propozycję, bom czuł, że grunt mi się chwieje pod stopami. Nie ufałeś mi jednak, ja tobie wzajem nie ufałem. Chodziłem jak cień za tobą, nie będąc widzianym. Użyłem połowę wypłaconej mi kwoty na zasięganie od ludzi różnych wiadomości, i o wszystkiem się dowiedziałem. Teraz nie potrzebuję nic więcej. Znam nawet nazwisko twojej kochanki. A! chcemy się wcisnąć w arystokratyczne chłopcze. Przybieramy pozory uczciwych ludzi. Staramy się uczynić niezbędnem i to w najkrótszym czasie,