Strona:PL X de Montépin Tragedje Paryża tom 1.djvu/41

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

rozkochać to naiwne i romantyczne dziewczę. Udało mu się to doskonale.
Klotylda szalenie go pokochała, a skoro markiz zapytał córkę, dla czego odmawia swej ręki wice-hrabiemu de Grandlieu, dziewczyna bez wahania odpowiedziała:
— Ponieważ kocham hrabiego de Randal!..
Zgnębiony owem wyznaniem, którego strasznych następstw wtedy jeszcze nie przewidział, śledzić począł przeszłość tego wielkoświatowca, którego córka dać mu chciała za zięcia.
Najoplakahsze objaśnienia ze wszech stron napływały. Pan de Maucombe miał w krotce w rękach dowody, że Gontran był nietylko majątkowo zrujnowanym, ale szulerem z profesji, rozpustnikiem, prowadzącym podwójne życie, z którego część jedną spędzał w arystokratycznych salonach, a drugą wśród ludzi najniższej kategorji, tak kobiet, jak mężczyzn.
Markiz opowiedział Klotyldzie szczegóły, jakie można, było odkryć młodemu dziewczęciu, i dodał, iż jej nie zmusza, ażeby zaślubiła pana de Grandlieu, lecz obok tego zaprzysiągł, że nigdy nie udzieli swego zezwolenia na związek z Gontranem. I aby przeciąć ten z nim stosunek, zaprzestał odtąd bywać z córką w towarzystwach.
Dziewczę milczało na to wszystko. Znała surowy i niezłomny charakter swojego ojca. Wiedziała, że on nie ustąpi, lecz obok tego wiedziała również, że sama wytrwa w powziętem postanowieniu. W miarę jak spotwarzano hrabiego, coraz go silniej kochała i zaprzysięgła, iż bądź co bądź wyniknąćby mogło, jego tylko zaślubi.