Strona:PL X de Montépin Tragedje Paryża tom 1.djvu/37

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

zumne moje zaślepienie zerwie wszelki stosunek pomiędzy nami, skruszy węzły rodzinne. Jasno odgadywał on przyszłość. Chciał mnie ocalić wbrew mojej woli. Zgubiłam się sama! Ze świadomością wydrążyłam przepaść pod sobą! Wszak on mi mówił: „Jeśli postąpisz wbrew mojej woli i zaślubisz pana de Randal, wyrzeknę się ciebie!“ Postąpiłam wbrew jego woli i dziś dla niego nie istnieję. Mogęż go obwiniać?
— Działa on w swem prawie, bezwątpienia, odrzekł pan de Grandlieu, lecz nadużywać podobnego prawa, jest to okazać się bezlitosnym, okrutnym !
— Ach! ja go boleśnie obraziłam!
— Bronisz go więc teraz?
— Nie! usprawiedliwiam go tylko, a obwiniam siebie.
Po tych słowach nastąpiło milczenie. Klotylda pierwsza je przerwała.
— Nasza rozmowa będzie długą, wyrzekła, mam wiele do powiedzenia i prośbę do ciebie.
— Prośbę? powtórzył wice-hrabia. Czegokolwiekbądź zażądasz odemnie, naprzód przysięgam, spełnionem zostanie.
— Przyjmuję twą obietnicę i jestem pewna, że jej dotrzymasz. Usiądź w pobliżu mnie, o tak, w pobliżu, ponieważ mój głos jest słabym, a lękam się, by jeszcze bardziej nie osłabł. Lada chwila umrzeć mi przyjdzie.
— Umrzeć? powtórzył pan Grandlieu, nie wierz temu Klotyldo. W twym wieku nie umiera się tak prędko. Potrzebujesz jedynie tkliwych starań do ocalenia, a któżby ci je mógł lepiej nademnie udzielić? Wycierpiałaś wiele, lecz czasy prób ciężkich minęły. Będziesz