Strona:PL X de Montépin Tragedje Paryża tom 1.djvu/20

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

rego odwykła, przerażał ją, pozbawiając przytomności prawie. Po kilkakrotnie przechodząc w poprzek bulwarem, omal najechaną nie została; woźnico obrzucali ją klątwami. Zdawała się nie słyszeć tego; szła dalej, a jej krok chwiejny coraz wolniejszym się stawał.
Deszcz ustal prawie, chodniki jednak były zabłocone, wilgotne. Biedna kobieta co chwila się poślizgiwała, a potrącana przez idących spieszno przechodniów, zmuszona była wspierać się o drzwi sklepów, aby nie upaść.
Zostało jej jeszcze wiele drogi do przebycia, więcej niż połowa niestety, bo szła od lewej strony rzeki.
Podniecana silną, wolą, którą pokonywała osłabienie, nip zatrzymała się ani na chwilę dla wypoczynku, mimo to potrzebowała, trzech godzin czasu do przybycia na bulwar Inwalidów.
Doszedłszy wysokiego obmurowania, z po za którego wyzierały wierzchołki drzew, tworząc rodzaj parku, stanęła przed masywną bramą wybitą w tym murze, po nad którą wznosiła się podwójna tarcza z hrabiowską u wierzchu koroną.
Ciężki młotek z polerowanego żelaza, w delikatnej rzeźbie przedstawiający lwią głowę, umieszczony był przy bramie w dębowem wgłębieniu.
Po kilku sekundach wachania, podniosła ów młotek i opuściła. Furtka umieszczona w murze natychmiast się otwarła.
Klotylda wszedłszy, znalazła się w dziedzińcu książęcego prawdziwie pałacu.
Po lewej wznosił się pawilon, przeznaczony na mie-