Strona:PL X de Montépin Tragedje Paryża tom 1.djvu/181

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

— Oby Bóg spełnił słowa pana hrabiego, rzekł kamerdyner.
Przed bramą pałacu, na ulicy oczekiwał fiakr, w który komisarz kazał wsiąść więźniowi. Z drugiej strony przy chodniku stał drugi powóz ze spuszczonemi storami. Jedno z tych okien podniosło się w chwili, gdy Loc-Earn wychodził z pałacu, a w niem ukazało się cyniczne, szyderczo tryumfujące oblicze Sariola. Trwało to ledwie sekundę i szyba powozu zapadła.
— Do więzienia Conciergerie! zawołał jeden z agentów na woźnicę.
Powóz ruszył z miejsca.
W ośm dni później, Robert zasiadł powtórnie na Jawie oskarżonych w „Szóstej Izbie“. Utrzymywał zawzięcie że pomiędzy nim a Robertem Saulnier żadna łączność nie istnieje. Dziesięciu świadków dowiodło inaczej.
Pierwszy wyrok skazujący go na trzy lata więzienia został uprawomocnionym i hrabia Loc-Earn stał się smutnym gościem domu poprawy w Poissy.

∗             ∗

Pewnego wieczoru w trzy lata później, dość młody jeszcze mężczyzna, z twarzą przysłoniętą niebieskiemi okularami, z wysoko zawiązaną chustką na szyi, zadzwonił nieśmiało do bramy pałacu d’Auberive.
O ile można było dostrzedz przy bladem świetle gazu dochodzącego z ulicy, obszerny pałacowy dziedziniec ponury przedstawiał widok. Trawa wyrastała