Strona:PL X de Montépin Tragedje Paryża tom 1.djvu/168

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

— Do jutra.
— Do jutra, przyjacielu Robercie.
— Zadzwonię aby cię wyprowadzono. Przybierz że pańską minę, Sariolu, a nie rozmawiaj na schodach z kamerdynerem.
— Bądź spokojny. Potrafię przyzwoicie się znaleźć.
Loc-Earn zadzwonił. W progu ukazał się Józef.
Dwaj godni siebie towarzysze uścisnęli sobie ręce nawzajem, mówiąc:
— Żegnam cię, hrabio.
— Do widzenia, baronie! Poczem Sariol z napuszoną, miną wyszedł z pokoju.
Loc-Earn, którego ponure wejrzenie błyszczało jakiemś dzikiem zadowoleniem, zbliżył się do okna, ażeby widzieć wychodzącego z pałacu swego niebezpiecznego wspólnika.
— Ha! dobrześ uczynił żeś przyszedł dziś do mnie Sariolu! wymruknął przez zaciśnięte zęby. Na wielkie zło, potrzeba dobrego lekarstwa! Jutro nie będę się już ciebie obawiał

∗             ∗

Niektórym z naszych czytelników znanym jest może przyjemny widok kilkusetmetrowej przestrzeni, stanowiącej w 1850 roku część Pól Elizejskich, po lewej, w pobliżu Łuku tryumfalnego i Hippodromu, który w lat szesnaście później został przez pożar zniszczonym. Piękne budynki, wznoszące się tamże obecnie, nie istniały wtedy. Na zajętych przez nie dziś placach rozkładały się zielone trawniki, obsadzone kasztanami, ocieniając