Przejdź do zawartości

Strona:PL X de Montépin Tragedje Paryża tom 1.djvu/105

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

miłość, a dozwalającego jej wybuchać na krótko niekiedy, jak gdyby wbrew własnej wiedzy i woli.
Po półrocznych takich manewrach, Henryka, podniecana bezustannem czytaniem owych książek, na zabój się rozkochała w ojcowskim sekretarzu. Bladła i czerwieniała na przemiany, skoro wszedł Robert, a gdy mówił do niej, czuła, jak każdy wyraz wygłoszony jego dźwięcznym głosem, odbijał się w jej sercu jakby najmilsza harmonia.
Robert oddany całkowicie „.swojej roli,“ udawał głęboką melancholję i roztargnienie.
Dnia pewnego, w obec dziewczęcia, oznajmił panu d’Auberive, wśród mnóstwa omijań i dających do myślenia półsłówek, iż powziął zamiar opuszczenia Paryża i Francji, że wraca do dawniejszego projektu udania się do Australji dla zdobycia majątku.
Henryka, siedząc obok ojca, który nie mógł jej widzieć, zbladła jak posąg i omal nie zemdlała. Widocznie skoro Robert myślał o podróży, nie kochał jej wcale.
— Wyjeżdżasz? zawołał starzec z bolesnym zdumieniem, chcesz mnie opuścić? Nie czujesz się więc być pośród nas szczęśliwym? Może ci kto przykrość tu sprawia?
— Byłbym niewdzięcznym, odrzekł Loc-Earn, gdybym nie ocenił należycie świadczonych mi przez pana dobrodziejstw, na jakie niezasłużyłem. Wszyscy za pańskim przykładem, są w jego domu dla mnie najprzychylniejszymi. Winienem być szczęśliwym, czuję to dobrze, ale widocznie nie jestem stworzony do cichego spokojnego życia. Potrzebuję ruchu zgiełku i niebez-