Przejdź do zawartości

Strona:PL X de Montépin Tajemnica Tytana.djvu/543

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

dla tej anielskiej duszy, będzie tysiąc razy straszniejszem jak ofiara życia własnego.
Jakób Lambert, zadawał sobie te pytania do rozwiązania trudne... Zwątpienie ściskało mu serce, i zadawało mu męczarnie niewypowiedziane, ale przez jakąś słabość umysłu, której nawet najsilniejsi niekiedy doznają, wolał raczej pozostać w tych wątpliwościach, aniżeli dojść dopewności odmowy ze strony Lucyny, odmowy, któraby była zgubą dla niego.
Wskutek tego, postanowił czekać aż do ostatniej chwili, i wtedy dopiero, wszystkie siły umysłu wytężyć, aby nieszczęśliwą dziewczynę, w sidła swe oplątać.
W pośród tych okropnych mąk i niepokoju, jedna rzecz zajmowała szczególniej Jakóba Lamberta, a to dla tego głównie, że spełnienie się jej, utrudniłoby jeszcze więcej jego sytuacyę, i zmniejszyło szanse powodzenia... Myślał, o blizkim i groźnym dla siebie powrocie Andrzeja de Villers... Od trzech dni, młody człowiek, opuścił Paryż, mógł wrócić lada chwila...
Przecież wedle wszelkiego prawdopodobieństwa przypuszczać można było, że zabawi on w Brescie, jedynie tyle czasu, ile potrzeba aby uściskać starą matkę, i uzyskać od niej przyzwolenie, którego potrzebował, a którą ona udzieli zapewne, z najwyższą radością i pośpiechem... Jak tylko przyrzeczenie matki usłyszy, nie będzie zdolnym pozostać tam dłużej, para go przywiezie do Paryża, z szybkością piorunu do boku narzeczonej, którą uwielbiał, a jego obecność dodałaby Lucynie siły do oporu, a przy tej pomocy byłaby niezwyciężoną!...