Przejdź do zawartości

Strona:PL X de Montépin Tajemnica Tytana.djvu/540

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

— Przysięgam panu — zaczął Jakób Lambert.
— Wstrzymaj się drogi kapitanie!... — przerwał Maugiron. — przysięgi są dobre dla głupców ale ja mam rozum...
— Cóż mam tedy zrobić?...
— Idź pan sam do pawilonu... zredaguj w ciszy gabinetu swego dokumencik o którym mowa... Ja tu sobie zaczekam na pana, paląc cygaro, będę się przyglądał przechodniom i robotnikom pańskim... Cóż pan chcesz!?... każdy dba o swoją skórę!... Przyniesiesz pan ten skrypcik tu do mnie; a jeżeli forma jego nie spodoba mi się, poczynię nad nim moje uwagi... pan sobie pójdziesz na nowo napisać po raz drugi, i tak dalej; aż dopóki nie będę zadowolony...
Jakób Lambert spuścił głowę, jak murzyn niewolnik, pod rozkazem swego właściciela, i nie odpowiedziawszy ani słowa poszedł do pawilonu.
Maugiron zapalił cygaro, tak jak powiedział, i zaczął się przechadzać po podwórzu.
W dwadzieścia mniej więcej minut, ex-kapitan „Atalanty” przyniósł swemu dawnemu chłopcu okrętowemu akt, który ten odczytał z dziesięć razy, rozbierał wszystkie wyrażenia z najwyższą uwagą, i w rezultacie po tym skrupulatnym egzaminie, okazał się zupełnie zadowolonym.. Złożył we czworo stemplowy papier, wsunął go do portefelu i rzekł:
— Teraz już wszystko dobrze!... Będę dyskretnym i nie będę panny Lucyny niepokoił moją osobą, podczas tego tygodnia, któryśmy sobie jako termin oznaczyli!... Nie przyjadę ani razu tutaj, chyba gdybym miał panu do