Przejdź do zawartości

Strona:PL X de Montépin Tajemnica Tytana.djvu/467

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

— O! będę milczała... będę milczała... przyrzekam ci to... mój ojcze!...
— Niech mi Bóg będzie świadkiem dziecię moje, że nie wątpię o tobie... — odpowiedział Jakób Lambert, ale muszę postawić nieprzebytą zaporę między tobą i roztargnieniem, pomiędzy tobą a jedną chwilą zapomnienia, jedną chwilą słabości... Musisz mi przysiądz!...
— Jakiej żądasz przysięgi?...
— Najświętszej ze wszystkich!... Pamiętaj, że honoru twojej matki broniłem tej nocy... przysięgnij mi więc na pamięć twojej matki, że będziesz milczała!...
— Przysięgam...
— Przysięgnij, że ani ruchem, ani spojrzeniem, nie zdradzisz nic z tego co się stało w twoich oczach tu w tej kajucie!...
— Przysięgam...
— Ani teraz, ani później!...
— Nigdy... — Cokolwiekby się stało!?...
— Tak, mój ojcze, cokolwiekby się stało.
— To dobrze!... Teraz jestem spokojny... córka która zdradza taką przysięgę... córka, która naraża swojego ojca, jest nikczemną i wyrodną!...
— Córka, która zdradza swojego ojca — wyrzekła Lucyna z uniesieniem — nie istnieje, nie może istnieć!... Ja umarłabym raczej aby uratować ciebie mój ojcze!...
— Jesteś aniołom!... — wyszeptał Jakób Lambert — wiem że mogę liczyć na ciebie!... nagroda twojego przywiązania dla mnie, nie da długo na siebie czekać...