Przejdź do zawartości

Strona:PL X de Montépin Tajemnica Tytana.djvu/316

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

— Zaiste — odpowiedział elegancki młody człowiek, z szyderczym uśmiechem — zakrawa to na żart zbyt donośny. Gdyby się przyszło zrujnować dla przyjemności każdego kassyera. któremu zrabowano kassę?... to doprawdy role dobroczyńcy byłyby niemożliwe, a tytuł za drogi!... Największy majątek nie wystarczyłby na to!...
— Panie Andrzeju — kończył Piotr — ja pana uprzedzałem, nie chciałeś mi pan wierzyć; moje przeczucia nie myliły mnie jednakże, co pan pewnie dziś sam widzisz dobrze!... Ja nigdy nie ufałem temu panu, nigdy!... O, ja mam węch jak pies gończy z tą tylko różnicą, że pies węszy zwierzynę, a ja wietrzę łajdaków!... ten jest łotr ostatniego gatunku, ciągle to panu mówiłem i powtarzam!... Ten interes, który miał z naszym domem zawrzeć, a którego nigdy nie kończył, to kłamstwo!... a wielka protekcya, którą panu ofiarował... kłamstwo!... to miejsce, którego kazał się spodziewać... kłamstwo!... Wyciągnął pana w nocy po za dom, to pewno miał w tem cel, chciał pana skompromitować... pana zgubić... sprawić aby pana oddalono, aby mieć wolne pole, i sięgnąć śmiałą ręką po majątek panny Lucyny Verdier!... Ach! ja odgadywałem dobrze jego plany... wczoraj chciałem go wypędzić!... wdano się między nas!... zmuszono mnie do przeproszenia go!... powinienem był posunąć się do ostateczności, pomimo wszystkiego i pomimo wszystkich! Miał nóż w swojej lasce byłby mnie zabił! mniejsza o to? zamknąłby sobie drzwi zakładu zabijając mnie... Mogłem dać życie bez żalu za taki rezultat!...
To co poprzedza nie było powiedziane jednym ciągiem tak jak to napisaliśmy.