Przejdź do zawartości

Strona:PL X de Montépin Tajemnica Tytana.djvu/294

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

— Tak, tak, widziałem to — szeptał kasyer... — Widziałem ich... i nie wątpię...
— Osądź więc sam, kochany panie Andrzeju, jak wielkiej doznałem przykrości... osądź jak wielki był mój zawód i moje niezadowolenie, skoro wróciwszy do siebie, w pół godziny najwyżej po opuszczeniu cię, odebrałem list od prezesa rady zarządzającej naszego towarzystwa... Ten pan, którego zresztą trzeba sobie względy zaskarbiać, mimo wszystko; gdyż jest bardzo bogaty i ma bardzo obszerne i wielkie stosunki, zawiadomił mnie, że dał swojemu synowcowi miejsce, na którem chciałem widzieć pana!..
Andrzej podniósł oczy w niebo; konwulsyjne drżenie przeszło po całem jego ciele; załamał ręce powtarzając głucho:
— Żadnej nadziei!.... Żadnej już nadziei!...
— Do tysiąca diabłów — szepnął sam do siebie podmajstrzy, wzgardliwie wzruszając ramionami — to nie było trudne do przewidzenia; byłbym postawił w zakład rękę moją, byłbym sobie dał głowę uciąć, że wszystkie te obietnice skończą się na tem!...
— Mam nadzieję, że z tego powodu nie odbierzesz mi panie Andrzeju przyjaźni twej, która mi jest bardzo drogą — kończył żywo Maugiron — byłoby wielce nie — sprawiedliwem i bardzo okrutnem z twej strony, mieć do mnie żal, za fakt wynikły po za obrębem mojej woli i mocy, a który mnie samemu gorącą boleść sprawił!...
Andrzej podniósł głowę. Miał na policzkach ponsowe plamy, oczy jego były suche i palące.
— Mieć do pana żal? — powtarzał — i za co, mój Boże; niemam żalu do nikogo, nie obwiniam nikogo... Fa-