Przejdź do zawartości

Strona:PL X de Montépin Tajemnica Tytana.djvu/211

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

— A prawda, przypomniałeś mi pan — rzekł niedbale Maugiron — to jutro piętnasty, dzień wypłat... Dużo macie płacić na ten termin?...
— Nie.... jest to jedna z najsłabszych wypłat, jeżeli nie jest najsłabszą z tych, które pamiętam...
— No... ileż?...
— Około sześćdziesięciu trzech tysięcy...
— To już coś stanowi, to już cyfra...
— Nieznaczna dla naszego domu... nasze wypłaty w przecięciu przechodzą prawie zawsze sto tysięcy franków, i byłoby zupełnie inaczej gdyby pan Verdier nie miał zwyczaju płacenia gotówką prawie wszystkich swoich zakupów drzewa...
— Naprawdę!...
— Tak jest w istocie... Zyskuje dużo zawierając tranzakcye ze sprzedawcami z gotówką w ręku... Potrąca on im sześć od sta, od wszystkich sum w ten sposób płaconych, to daje w końcu roku rezultat, wcale pokaźny, ani byś pan nawet nie przypuścił...
— Dom Verdier jest więc bardzo bogaty?
Andrzej zrobił gest który miał oznaczać:
— To przechodzi wszelkie wyobrażenie!
— I pomimo takiego majątku — spytał Maugiron — pan Verdier żyje skromnie i pracuje jak zwyczajny komisant.
— Ja nie znam żadnego komisanta oddanego tak pracy jak mój pryncypał — odpowiedział Andrzej śmiejąc się — a jego zewnętrzne życie jest podobnem do życia biednego małego kupca, który zaledwie może związać brzeg z brzegiem...