Przejdź do zawartości

Strona:PL X de Montépin Tajemnica Tytana.djvu/209

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

— Więcej, jak pana obowiązek, panie Andrzeju... daleko więcej... nie zapomnę tego... Czy rezultat pana wycieczki jest pomyślny?...
— Jaknajpomyślniejszy... rachunki i weksle zostały zapłacono za pokwitowaniem — odpowiedział kassyer; — mam w portefeuillu, pięćdziesiąt tysięcy franków w biletach bankowych...
Błysk żądzy zabłysły w oczach Alberta Maugiron, który spuścił powieki, aby je ukryć.
— To doskonale — wymówiła Lucyna Verdier — jesteśmy w porządku, bez odnoszenia się do bankiera mojego ojca... tego właśnie chciałam.
— Do widzenia, panowie, niezadługo...
I młoda dziewczyna, opierając się ciągle na ramieniu pani Blanchet, poszła drogą do głównego pawilonu domu.
Skoro tylko dwie kobiety zniknęły z oczu, pan de Villers znalazł się sam wobec pana Maugiron i wykrzyknął:
— Błagam pana teraz, panie, ty który jesteś tak dobry dla mnie, objaśnij mnie prędko co się tu stało pod moją nieobecność...
— Oh! mój Boże, kochany panie Andrzeju; nic się ważnego nie stało... Nieszkodliwe grubijańskie obejście z uniżonym sługą pańskim, ze strony starego robotnika, była jedyną przyczyną wzruszenia panny Lucyny...
— Starego robotnika? — powtarzał Andrzej, — człowieka od pięćdziesięciu do sześćdziesięciu lat, czy tak...
— Tak...
— Wysokiego i szczupłego, twarzy bladej, włosów białych jak śnieg?...
— To zupełnie ten sam...