Przejdź do zawartości

Strona:PL X de Montépin Tajemnica Tytana.djvu/134

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

— Czyli mówiąc wyraźniej, pan Piotr mnie wypędza! — spytał.
— Użyłeś wyrazu, który doskonale moją myśl maluje. Tak jest rzeczywiście, wypędzam cię...
— To dobrze!... doskonale!... Pójdę sobie gdzieindziej i nie będę się prosił!... Nie ciekawe!... niema czego żałować takiej budy szelmowskiej, gdzie traktują robotnika jak murzyna!... Już nie mówiąc o drobnych nieprzyjemnościach... Jak cię taka stara małpa jak Piotr szpieguje na każdym kroku!... Dobrana kompania!... Pójdę sobie użyć świeżego powietrza, niech mi tylko zapłacą co mi się należy...
— Możesz za pięć minut iść do kasy, rachunek twój będzie gotów...
— Dobrze! tylko niech tam nie będzie omyłki w rachunku!.. nie lubię pomyłek!... co się tyczy interesów pieniężnych, akuratność jest moją dewizą!... Idę po bluzę, którą powiesiłem tam na kołku... biorę siekierę i kłaniam uniżenie...
Gobert poszedł w stronę jednej z arkad utworzonej z drzewa, i znikł śpiewając jakąś popularną piosenkę. Podmajstrzy śledził go oczyma tak długo jak tylko mógł go dojrzeć.
— Albo ja się już nie znam na fizyognomiach — powiedział sobie — albo to jest łotr, który nie da o sobie zapomnieć!... Niestety! — dodał z głębokiem westchnieniem — tyle widziałem twarzy łotrów i złodziei, że nie mam prawa się mylić!...
Na szczęście, za pięć minut już go tu nie będzie!... Dobrze dla zakładu, że się go pozbyłem!... Już się na