Strona:PL X de Montépin Panna do towarzystwa.djvu/110

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

nie chodziłoby o prowizoryczne wypuszczenie na wolność, ale o uznanie niepoczytalności, a o niczem podobnem nie wspomniałem panu... Widzieliśmy doktora Gilberta... Wytłomaczył on nam, że istotnie mógłbyś pan być ofiarą jakiejś tajemnej machinacyi, wskutek tego uznaliśmy możliwem zgodzić się na jego żądanie, i za chwilę będziesz pan wolny.
— Wolny! wolny! — powtarzał młody człowiek w upojeniu. — Ale któż jest ten doktór Gilbert, który się mną interesuje? — dodał.
— Jestto człowiek niepowszedni... Uczony, mogący wiele dla pana uczynić, i którego rad słuchać pan powinieneś, ponieważ, zrozum mnie pan dobrze, wypuszczenie pana na wolność, nie znaczy bynajmniej aby sprawiedliwość porzuciła dochodzenie sprawy. — Śledztwo prowadzić się będzie w dalszym ciągu... i będziesz pan stawiony przed sąd przysięgłych.
— Przed sąd przysięgłych! — powtórzył Raul.
— Tak jest.
— Ale jeżeli zostanie dowiedzionem, że nie jestem winnym?
— W każdym wypadku i we własnym pańskim interesie potrzeba abyś był sądzonym, koniecznem jest aby niewinność wyszła na jaw publicznie i ażeby również publicznie prawdziwy złoczyńca został zdemaskowany... Zresztą udasz się pan do Morfontaine, do doktora Gilberta; który da panu instrukcye... Liczy on na pana, powiem więcej: aby pana usprawiedliwić, potrzebuje on pana.
— Pojadę panie... pojadę z głębi duszy podziękować temu nieznajomemu protektorowi, i oddać się na jego rozkazy... Jeżeli ma jakie wskazówki, któreby mogły doprowadzić do wykrycia prawdy, pomagać mu będę całemi siłami, całem sercem aby dać panom dowód, że jestem niewinny.
— Dowodu tego potrzebujemy koniecznie, do chwili w której nam go dostarczysz, należysz pan do sprawiedliwości. — Wolność pańska będzie raczej pozorną aniżeli rzeczywistą... Będziesz pan strzeżony, uprzedzam pana, i za pierwszym podejrzanym krokiem, za pierwszem usiłowaniem ucieczki, będziesz pan na nowo uwięziony.
— Sumienie nic mnie nie wyrzuca, pocóżbym miał uciekać? — zapytał Raul.
Nie odpowiadając na to pytanie, pan Galtier mówił dalej.
— Jak tylko obierzesz sobie pan mieszkanie, zawiadomisz mnie pan natychmiast, i nie będziesz opuszczał Paryża bez mego upoważnienia, w przeciwnym razie będziesz aresztowany. — Mogę pana potrzebować w każdej chwili.
— Uprzedzę pana, i nie będę się wydalał.
— Liczę na to. A teraz jesteś pan wolny. Pan szef Bezpieczeństwa uda się z panem do kancelaryi sądowej i dopilnuje aby wszelkie przez prawo wymagane formalneści zostały dopełnione. Zaraz po wyjściu jedź pan do Morfontaine dla zobaczenia się z doktorem Gilbertem.
— Jestto mojem najgorętszem życzeniem.
— Idź więc pan, panie wicehrabio, mam nadzieję jak się znowu zobaczymy, będę mógł panu uścisnąć rękę.
— A ja z mej strony dziękuję panu za tę nadzieję.
Sędzia śledczy dał znak.
Dwaj strażnicy oddalili się.
Raul ukłonił się sędziemu i wyszedł z gabinetu z szefem Bezpieczeństwa.
Jak tylko opuścili gabinet, pan Galtier rzekł do agenta:
— Przypatrzyłeś się dobrze temu młodemu człowiekowi?
— Twarz jego jest tu wyryta — odpowiedział Jodelet dotykając się czoła. — Za lat dziesięć tak dobrze jak dziś poznam go wszędzie.
— Urządź się w ten sposób aby nadzór był rozciągnięty nad jego osobą... Zaczynam wierzyć w jego niewinność, pomimo to jednak chodzi mi bardzo abym był zawiadomionym o wszystkiem co on robić będzie. — Jeżeli cośkolwiek dozwalało by ci przypuszczać, że zabiera się opuścić Francyą, przeszkodzisz temu i natychmiast dasz mi znać...
— Dobrze panie... Czy mam jachać za nim do Morfontaine?
— Tak jest, ale urządź się tak aby nie domyślał się twojej obecności...
— Rozumiem, ucharakteryzuję się... Pan sędzia nie ma nic więcej do rozkazania, żadnych innych instrukcyi...
— Nie, to już wszystko.
Szef Bezpieczeństwa przedstawił w kancelaryi rozkaz pana Galtier, i dopełnił formalności wypuszczenia Raula.
Młodemu człowiekowi, gdy się znalazł na quai de l’Horloge przed ciężkiem sklepieniem bramy Conciergèrie, której drzwi z trzaskiem się za nim zamknęły, dozwoliwszy mu wyjść, zdawało się że oszaleje, taka upajająca radość serce jego ogarnęła.
— Wolny! — mówił do siebie ocierając czoło potem okryte. — Jestem wolny!! Wolny, właśnie wtedy kiedy ogarniać mnie poczęło straszne zniechęcenie, doprowadzające do rozpaczy! Wolny, dzięki tajemniczemu opiekunowi zajmującem u się mną, w chwili kiedy sądziłem się opuszczonym od wszystkich, zapomnianym, pogardzonym, zgubionym! Wśród tego strasznego milczenia, głos się odzywa, przemawia do mych sędziów, umie przekonać ich, i otwiera drzwi mego więzienia! Któż jest ten człowiek tyle inteligentny, że zrozumiał, że Raul de Challins nie mógł dopuścić się tak wstrętnej zbrodni, i tyle zręczny aby przekonanie to swoje przelać w sędziów oszukanych fałszywemi pozorami? Kto jest ten tajemniczy dobroczyńca, który powracając mi wolność, wraca mi życie, honor i miłość? Oh! tak udam się do niego aby go błogosławić, słuchać go, być mu posłusznym, i obaj śledzić będziemy nędzników, którzy mnie spotwarzyli! Trzeba koniecznie, ażeby śledztwo prowadziło się dalej i żeby proces rozstrzygnął się przed sądem przysięgłych, powiedział sędzia! Ma słuszność. Skandal oskarżenia zbyt był wielki. Wiadomość o zbrodni rozeszła się po całym świecie. Rehabilitacya musi mieć ten sam rozgłos!
Mówiąc to Raul szedł prędko, gestykulował sam o tem nie wiedząc, ci co go spotykali brali go za waryata.
Przeszedł most i znalazł się przy stacyi fiakrów w pobliżu placu Chatelet. Tu wsiadł do fiakra.
— Gdzie pan każe się zawieść? — zapytał woźninica.
Raul w tej chwili myślał o Genowefie, o swojej ukochanej Genowefie, która być może tak jak i inni