Przejdź do zawartości

Strona:PL X de Montépin Kochanek Alicyi.djvu/298

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

— Tak sądziłem... oh! byłem tego najpewniejszy! Przysięgam ci na duszę!
— Ta kobieta?
— Miałem dowód jej śmierci... tak, dowód piśmiennny...
— A jednak ona żyje... Jest twoją żoną... Rozdziela nas... Oh! rozdziela nas na zawsze... Nie możesz należeć już do mnie, bo należysz do niej!... Jakżeż ona się ze mną obeszła!... Boże!... Była w swojem prawie... ja kradnę jej szczęście... Chwała Bogu, że skoro powróci jutro by mnie wypędzić ja już żyć nie będę...
Alicya wybuchła płaczem. Przyszedł powtórny atak, groźniejszy niż przedtem.
Hrabia zatopił paznogcie w rozkrwawionej piersi.
— Ah! ja dostaję pomięszania zmysłów! — zawołał Paweł — tracę rozum!
Oznajmiono doktora.


XXXIX.
Noc.

Doktora tego znamy już. Był to doktór P...
Paweł pobiegł aż do sieni na jego spotkanie.
— Doktorze — zawołał ściskając mu ręce — widziałeś mnie kiedyś tak nieszczęśliwym, jak mnie dziś widzisz